Jacht Trener.
Trenery. Konstrukcja nie młoda czyli drewno, drewno, drewno. I na tym polega zresztą urok tego jachtu.
Wszystko drewno. Oprócz masztów, żagli i osprzętu.
Żeglowanie na tym jachcie to jak dla mnie to wyjątkowa przyjemność. Idealnie zrównoważony.
Poprzez wychylenie steru "na burtę" można obrócić ten 7 metrowy jacht, 700kg wagi dosłownie w miejscu.
W osi przechodzącej gdzieś w okolicy miecza. Wiele łodek to potrafi. Ale z taką gracją, wdziękim, determinacją tylko jedna!
Do szkolenia idealny. Dulki, wiosła. Dwumasztowiec. Manewry bez steru. I wbrew pozorom wcale nie wolny!
Gdy jacht już był na wózku okazało się, że oś stateczności wzdłużnej przechodzi w ... okolicy miecza.
Zważylismy to. Idealnie w środku bocznego oporu. No jakże by inaczej.
Zakupiony przez Kielecki Okręgowy Związek Żeglarski pod koniec lat 70-tch. 1978r.? Może 1979r.?
Nastepnie użytkowany do końca lat 90-tych.
Potem było nieciekawie bo zimował bidulek rok może dwa lata pod gołym niebem.
I to w zimę. Człowiek nie wytrzyma ale on tak. Zabrakło gospodarza.
W połowie lat 90-tych Klub BRYZA wszedł w posiadanie Trenera.
No więc wyremontowalośmy GO. Było dobrze. Niestety z upływem lat zaczeły gnić elementy poszycia i pokładu.
No więc wymienialiśmy dzielnie te elementy poszycia oraz rzecz jasna te elementy pokładu.
Po jakims czasie utworzył się istny patchwork. Elementy 30, 20 10, 5 letnie.
Nowa sklejka w sąsiedztwie tej oryginalnej 30 letniej. Patchwork kolorów i kształtów.
Lepiej.
Każdy kolejny decydent tego jachtu wprowadzał jakieś rozwiązania i swoje pomysły.
Jacht pierwotnie drewniany i tylko drewniany (tak jak skrzypce) zyskiwał jakieś to nowe usprawnienia.
Pierwotnie był drewniany i pomalowany lakierem poliuretanowym - przeźroczystym.
No może z pięknym zabarwieniem miodowym.
Braki w konserwacji doprowadziły do niszczenia. No więc co robić? Pomalować nie przeźroczystym rzecz jasna.
Tak więc z czasem jacht przypominał nie wiem co i nawet się wstydzę powiedzieć co.
Gdzies tak pod koniec 2009r. nacisnąłem na poszycie i ... palec wszedł jak to mówią w masło.
Lepiej. Sklejka w części zęzowej od bakist ... zniknęła. Zamieniła się w pył.
Im bardziej się przyglądałem i badałem kadłub tym bardziej ogarniało mnie przerażenie.
Skończył się radosny czas eksploatacji tego jachtu!
Pod koniec 2009r. Zarzad Klubu zdecydował, że trzeba jacht poddać zdecydowanemu i gruntownemu remontowi.
Najpierw z początkiem 2010 r. oblaminowano kadłub. Patrząc z perspektywy czasu nikt z nas nie przypuszczał
ile pracy, czasu, pieniedzy i trudności pociągnęła ta decyzja.
Doprawdy nie wiem czy wiedząc o tym podjęlibyśmy się jej powtórnie. Doprawdy mam spore wątpliwości.
Pewnie tak ale nie raz sprawy nas zwyczajnie przerastały. Stan kadłuba był naprawę nie wesoły.
Tak więc z początkiem roku 2010 krok po kroczku element po elemencie, detal po detalu z determinacją rozpoczęliśmy remot.
Z tego miejsca chciabym przeprosić domowników za ponadnormatywne zapylenie chałpy oraz wyjątkowy
smród chemikaliów (żywice, lakiery, rozcieńczalniki nitro, epoksydowe, lakowe). Mam nadzieją, że się to więcej nie powtórzy.
Aczkolwiek muszę tu sprostowć, że akurat co to niektórzy nazywają smrodem chemikali to akurat
w moim przypadku zapach żywicy poliestrowej jest tożsamy z zapachem "ACQUA DI GIO" Armaniego albo "ESCAPE" Calvina Kleina.
Gdyby wszystko pachniało świeżą żywicą polistrową to Świat byłby rajem. Nie pachnie więc nie ma raju. I tyle.
Aha sąsiadów przy ulicy Działkowej (parę pozycji w lewo i w prawo i na przeciwko) tez przepraszam za pylenie i hałas.
Wykaz materiałów zużytych podczas remontu (mniej wiecej).
- 3 litry acetonu.
- 2 litry rozpuszczalnika nitro
- 5 litrów benzyny lakowej
- 10 kg zywicy epidian wraz z utwardzaczem
- 60 kg żywicy poliestrowej wraz z utwardzaczem
- 2 kg szpachli poliestrowej
- 6 pędzli i 5 wałków malarskich
- a z 60 m2 maty szklanej (kto to by obmierzył!)
- 20 litrów farb, lakierów, bejc, farby epoksydowej, pokostu i sam nie wiem czego jeszcze
- grubo oj grubo ponad setkę wkrętów mosiężnych i z nierdzewki różnych średnic i długości. I powiedzmy sobie szczerze
żadnych tam ocynków czy jakiś tam niewiadomo jak "uszlechatnianych" wynalazków. No Tytanu w nim nie ma ale mało co ...
- kilkanaście metrów kwadratowych sklejki
- ponad setkę metrów taśmy malarskiej
- ładnych parę metrów kwadratowych taśm, arkuszy ścierniczych przeróżnej granulacji od 16 do 500.
- oraz śrubka d...ka, silikon, wiertła, pasty polerskie, tektury na szablony, rękawiczki silikonowe i innych detalach nie wspomniawszy. Bo nie.
Remont Trenera pociągnął zakup narzędzi:
- szlifierek oscylacyjnych
- szlifierek taśmowych
- wkrętarki akumulatorowej
- pilarek, wyrzynarek ...
- ho, ho nawet imadła, frezów, tarcz do cięcia nierdzewki i ścisków stolarskich.
Oczywiście wszysko to można kupić w "sklepach wielko-powierzchniowych". Tełoretycznie.
W rzeczywistości internet (mam na myśli sklepy internetowe) górą!
Sklepy wielko-powierzchniowych są passe.
Oczywiście można w nich wszystko kupić tylko, że pod warunkiem że one chcą to sprzedać.
I tyle w tym temacie.
Koszt remontu, upssss przepraszam rewitalizacji bo teraz się nie remontuje tylko rewitalizuje
(co w gruncie rzeczy jest jak najbardziej do rzeczy, rewitalizacja - ożywienie, tylko ta łódka
przecież żyje cały czas a my ją tylko "odświeżyliśmy", zresztą mniejsza o tym) wyniósł powyżej 9 tysięcy.
Znaczy powyżej. Znacznie powyżej. Ale ile? W sensie materialnym czy mentalnym?
Jak to liczyć w roboczo-godzinach czy złotówkach? Setki godzin pracy, koncepcji i co najważniejsze wolnego czasu!
Dwa lata dłubaniny nad każdym szczegółem od wycinania wręg z dębiny aż do doboru koloru bejcy i latanie po sklepach za materiałami.
Choćby taki pył drewniany (na szpachlę) :
Tartak. Ooolbrzymi. Maszyny, hale. Psy latają po terenie. Pilnują. No czegoś tam pilnują.
"- dzień dobry,
- czy Państwo możecie dociąć takie to a takie listwy, dębina, sezonowana, bezsękowa, takie to a takie wymiary.
- nie, my nie prowadzimy.
- a może trociny?
- nie, trocin nie sprzedajemy
- ale ja chciałem w reklamówkę
- a to niech se pan weźmie"
Wziąłem. Ze dwa miesiące suszyłem i przesiewałem. No przydał się. Zmieszany z epidianem ... ale gdzie to ja tylko wiem :-))
Ale listew nie załatwiłem.
No więc miasto wojewódzkie. Taratak za tartakiem. "My nie prowadzimy", "Prowadzimy ale ...", "Panie my tylko meble kuchenne".
Beznadzieja w listopadowy wieczór.
Jarek: " Mam na przeciwko jakiś zakład stolarski". Na Emili Plater. Kielce.
Rysunki i są listwy, listewki, deseczki. I to w dębinie! Może machoń? Na machoń nas nie stać.
Taki jacht rzecz jasna wymaga dobrych materiałów ale dębina będzie OK.
Koszty są ale i materiał jest! Przy okazji okazało się, że żona właściciela zakładu pływała na Trenerze!
Świat jest mały. Aniu, pozdrowienia. A tobie Jarku wielkie dzięki.
Rzecz o mieczu.
Miecz w Trenarze jest zbudowany tak:
Szkielet stalowy obłożony zalaminowaną epidianem sklejką. Sprawa prosta.
W międzyczasie woda rozwarstwiła sklejkę, zardzewiał szkielet itd, itp.
Czyli:
Szlifowanie.
Szpachlowanie.
Szlifowanie.
Laminowanie.
Szlifowanie.
Szpachlowanie.
Laminowanie. I tak 3 razy.
W chałpie pył i "zapachy".
No i jeszcze szpachlowanie. No i laminowanie.
Na koniec malowanie epoksydówką.
Zmiarkowałem się, że miecz mnie nie lubi. Upadł mi na stopę co przyczyniło się do jego zważenia.
Tak drodzy Państwo miecz waży 40 kg. 40 kg na stopę.
Potem wymalowałem go antyporostówką. Przy czym miecz oczywiście pokazał (a ja głupi się łudziłem ...)
że mnie jednak nie lubi. Najpierw pękły silikonowe rękawiczki a następnie rozwalił się wałek do malowania.
Szukanie nowego wałka spowodowało umalowanie tą dośc toksyczną farbą klamek, drzwi, szuflad i wszystkiego wkoło.
Łącznie z owłosieniem głowy (coś mnie zaswędziało).
Wałka oczywiście brak ale jest pędzel. Rzecz jasna zaschnięty. Nie inaczej. Malowanie antyporostówką pędzlem to raczej kiepski pomysł.
Wyszło szkaradnie. Na szczeście nie widać...
P.S. Wkładanie miecza było przed wodowaniem absolutnie ostatnią czynnością. Dzień przed wodowaniem.
Oczywiście suki...n nie pasuje!! No przecież mierzyłem gamonia przed jego remontem. No ale przecież mnie nie lubi.
Więc pasowal a teraz nie!! No i od nowa polska ludowa. Szlifowanie skrzynki, miecza. Szlifowanie tego co już
się polaminowało, pomalowało epoksydówką i antyporostówką. Ech te papierki ścierne. Koniec końców spasowało.
Założenie bydlaka to 30 sekund.
No a potem wcierapiliśmy Trenera na wózek. W dwie osoby! Ot dźwignia prosta i takie tam sposoby.
Budowanie piramid mnie już nie dziwi ...
W lutym 2011 r. zaszlifowałem odbojnice.
Po zeszlifowaniu starego 35-letniego lakieru poliuretanowego ukazały się doskonale zachowane drewniane fragmenty.
Drewno egzotyczne. To niewiarygodne. W dżungli Amazoni, może w Malezji albo Kongo rosło sobie drzewo. Może z 50 lat.
Potem je ścięto.
Przewieziono do Polski. Pocięto. Zamontowano w łodce. Łodka pływala lat wiele i po tylu latach wygląda dokładnie tak samo
jak w chwili budowy!!
Aha. Będąc w dżungli Taman Nagara w Malezji widziałem te drzewa giganty. A z 6 metrów średnicy i 30 metrów górę. Potęga.
Do tego jazgot cyklad, 35 stopni, 90 % wilgotności, węże i pająki. Brak zasiegu telefoni komórkowej i w promieniu kilkudzisięciu
kilometrów brak jakiejkolwiek istoty ludzkiej. Czyli Raj. I to w najczystszej postaci.
Może któreś z tych drzew to młodsi bracia tych z Trenera? Ciekawe to wszystko. Ciekawe i zastanawijące.
W latach 70-tych jak mniemam nie było zbyt wielkiego wyboru w kwesti lakierów. Ale co to były za lakiery!
Zeszlifowanie 14 metrów odbojnic kosztowało 4 taśmy ściernej i kilka arkuszy papieru o granulacji 40 i ładnych kilka godzin mordęgi.
Przy minus 15 stopni. No akurat był mróz i z autopsji wiem, że z pewnością nie było to globalne ocieplenie.
Hardcore i heavymetal w jednym. AC/DC, Deep Purple, Black Sabath śpiewają o tym piosenki.
No i mamy odsłoniete dwa gatunki drzewa. Machoń i nieco jaśniejszy bliżej nie zidentyfikowany. Amazonia ...
Nawet boje się myśleć co to za drzewo poświęciło się dla tej łódki. Cudo. No po prostu cudo.
Ale pojawia się pytanie. Czy współczesne powłoki lakiernicze zapewnią taką ochronę??
Mam wrażenie, że NIE!. Od czasu budowy Trenera ludzie przestali latać na księżyc, pojawiły się komputery najpierw 8 bitowe
potem 16, 32, 64 bitowe. Ale to podobno i tak mało.
Znikły telefony z tarczą pojawiły się telefony z wybieraniem tonowym, telefony komórkowe co to robią zdjęcia, radio, mp3 i takie tam ...
Inżynieria materiałowa poszła o kilka kroków do przodu. Polimery, nanotechnika i wogóle ...
W Obi, Castoramie, Praktikerze, Nomi dziesiątki lakierów. Można je przemnożyć przez prędkość światła do kwadratu.
Co tydzień nowa ulotka co to nie można. Ale czy można liczyć, że za 30 lat następny "szlifujący" zobaczy to samo co ja??
Wątpię. Wystarczy zaufać reklamom.
Stanęło, że lakierujemy wszysto co drewniane.
Lakier "jachtowy" firmu V3V (powiadają, że dobry) co by to nie znaczyło. No wiec droga firmo V3V zobaczymy za parę lat co to za cudo!
Skrzynka mieczowa - pieta achillesowa jachtu drewnianego.
Aha. Ładnych lat parę temu Andrzeju zrobileś skrzynkę mieczową. Konstrukcja prosta acz przemyślana.
W każdym detalu i dobrze zakonserwowana.
W dzisiejszych czasach robi się rzeczy tak aby za jak najkrótszy możliwie czas zrobić remont upss przepraszam rewitalizację.
Jako perfekcjonista w sprawach szkutniczych zrobileś ją tak, że w zasadzie nie zaszła potrzeba jej wymiany.
Szacun olbrzymi. My zrobiliśmy w zasadzie tylo kosmetykę. A już mieliśmy robić ją od nowa ...
Kalendarium remontu :
wrzesień 2009 - wyslipowanie łódki i decyzja o remoncie.
październik 2009 - grudzień 2009 - demontaż osprzętu
luty 2010 - wylaminowanie kadłuba
maj 2010 - wylaminowanie skrzynki mieczowej i montaż ostrogi.
czerwiec 2010 - wrzesień 2010 - zeszlifowanie, szpachlowanie i pomalowanie farbą epoksydową kadłuba, odwrócenie kadłuba
październik 2010 - marzec 2011 - czyszczenie osprzętu, szlifowanie i malowanie gretingów, remont miecza, cęg grotmasztu,
urządzenia sterowego, zamknięcia bakist, wykonanie olistwowania kokpitu i odbojnic, wykonanie knag z dębiny,
wykonanie nowych wręg, nakładek na skrzynię mieczową, szlifowanie odbojnic, bakist, paweży i pokładu.
kwiecień 2011 - maj 2011 - monataż nakładek na skrzynię mieczową, montaż odbojnic, montaż olistwowania kokpitu, montaż podwięzi
wykonanie szpigatów w dziobie i rufie, klejenie pokładu, montaż wręg, montaż dulek, malowanie farbą antyporostową,
szpachlowanie, szlifowanie i czyszczenie wszystkiego oraz lakierowanie.
czerwiec 2011 - lakierowanie, montaż osprzętu, montaż urządzenia sterowego i miecza,
czyszczenie zęzy (ach ta zęnza, obraz nędzy i rozpaczy, oj wymieniło się to i owo) i pokostowanie.
lipiec 2011 - drobne wykończenia, gehenna z mieczem i na wodę!
Konkluzja.
Czy warto było robić tą łódkę?
1. Warto było! Patrzeć jak teraz pyszni i unosi się na wodzie. Połyskuje zalotnie lakierami i polerowanymi nierdzewkami.
Tajemniczo mruga głębokimi matami lakieru. Dumnie prezentujac kadłub, odbojnice, podwięzi, dziobnicę i nowy pokład.
2. Nie warto było! Absolutnie i zdecydownie nie warto. Serce będzie się krajało gdy z czasem będzie niszczał, butwiał,
woda od zęzy, burty nieuchronnie będzie czynić dzieło zniszczenia. Kadłub z każdym dniem bedzie coraz bardziej
porysowany i poobijany. Pokład będzie matowiał, rysował się, gretingi będą się "utylizować" a zęza porastać glonami.
Nierdzewki zmatowieją, skrzynaka mieczowa zgnije ...
"Ale czy warto?
Może nie warto?
Chyba nie warto...
Raczej nie warto.
Nie, nie - nie warto.
...
Ale czy warto?
Może nie warto?
Ech, chyba warto...
Tak, tak - warto.
Bardzo to warto.
O, tak - to warto.
Jeszcze jak warto."
(Edward Stachura)
3. Co zostało ze "starego" Trenera?
- osprzęt : dulki, połkluzy, knagi
- machoniowe odbojnice i machoniwe podkładki pod dulki (Amazonia !!) (5szt. jedna zniszczała więc zastąpiono dębową)
- maszty
- część olinowania stałego
- poszycie, pokłady, bakisty (ok. 70%)
- zamknięcia bakist (wszystkie!!)
- stewa dziobowa, pawęż
- płetwa sterowa
- wiosła
Co jest "nie stare"?
- wszystko co nie jest wymienione powyżej :-)) czyli
- żagle, dziobnica, cegi grotmasztu, pięta bezanmasztu, skrzynka mieczowa, podwięzi wantowe
urządzenie sterowe, płetwa mieczowa, denniki, bomy, ściągacze ...
Bilans na korzyść "starego" nie wygląda najlepiej ale wszystkie elementy zostały wykonane w stopniu bardzo ale to bardzo
zbliżonego do oryginału. Wręcz tak samo i o to chodzi!
4. Łódka dostała nowe "body". Nowe body ale została stara wiekiem ale wciąż wibrująca życiem dusza.
Dusza-energia. Ona tam jest! Energia wypływa ze starej pawęży,
stewy dziobowej i resztek kadłuba. Promieniuje ku odbojnicom, drzewom Amazoni i nowym podwięziom i dalej poprzez
wanty do topów masztów tworząc aureolę.
Aureola ta jest szczególnie BAAAAAAAARDZO widoczna pod koniec dnia. Wieczorem.
Gdy jacht po całodziennym pływaniu jest odprowadzany na bojkę. Na spoczynek ...
No i jeszcze na zakończenie parę fotek.
Jacek Tomasik
|