Jak wspomniał HENRYK, teraz moja kolej na opowieść o regatach przepłyniętych na jachcie s/y FORUWINDS.
Regaty "Cervantes Trophy" zorganizowane zostały przez Royal Ocean Racing Club.
Trasa przebiegała między portami Cowes i Le Havre.
W zawodach wystartowało 50 jachtów, podzielonych 5 podstawowych grup.
Kwalifikacja do danej grupy zależała od parametrów technicznych jachtu.
Nasz jacht został zaklasyfikowany do grupy IRC3.
Wszystko to jest spowodowane tym aby w danej klasie startowały jachty o podobnych parametrach.
Dodatkowo każdy ze startujących jachtów miał świadectwo współczynnika przeliczeniowego, dzięki któremu można porównywać wyniki jachtów w poszczególnych klasach jak i w klasyfikacji generalnej. Wszystko sprowadza się do tego że: im lepszy jacht, tym bardziej trzeba się napracować i tym szybciej pokonać trasę, żeby ci na słabszych jachtach mieli większą stratę gdyż po przeliczeniu mogą okazać się lepsi.
Nim ruszyliśmy do ścigania zrobiliśmy małe zamieszanie.
Otóż na dzień przed startem, stojąc w Cowes zajrzeliśmy do instrukcji regat, w której opisana była trasa. W tym opisie podane były współrzędne boi, które należało ominąć we właściwy sposób, a także granice obszaru ścigania. Na zachód granicę wyznaczała linia od miasta Bournemouth na południe. Wschodnią granicą był południk 0o30' W. Jak spojrzeliśmy na mapę okazało się że, nasz punkt docelowy - Le Havre - mieścił się poza wschodnią granicą obszaru ścigania. W związku z tym poszliśmy do biura organizatora i spytaliśmy się gdzie leży problem.
Organizatorzy podrapali się po głowach zdziwieni, gdyż jako jedyni zadaliśmy im taki problem a ponadto racja była po naszej stronie.
Summa summarum wyszło na to, że granica wschodnia przestała dzięki nam obowiązywać.

O godzinie 8:00 wystrzał armatni dał znak, że w Cowes 1.05.2010. rozpoczęto regaty "Cervantes Trophy". Były to regaty flotowe, więc wszyscy startowali razem. Na start dotarliśmy w ostatniej chwili, gdyż dzień wcześniej, a w zasadzie do wczesnych godzin porannych opracowywaliśmy taktykę na wyścig. Niestety szybko cały plan musieliśmy zrewidować ponieważ w trakcie zwrotu przez rufę doszło do zamieszania na pokładzie i podarliśmy wspaniały 80 metrowy spinaker. Opanowanie tej sytuacji zajęło nam cenny czas i niestety ponieśliśmy pewną stratę.
Potem wszystko szło miej więcej zgodnie z wcześniejszymi założeniami.
Nasza 4-osobowa załoga podzieliła się na dwie wachty, z założeniem że każdy działa ile może aby reszta mogła wypocząć. Chociaż i tak w ciągu dnia cała załoga musiała pracować, bo warunki pogodowe (wiatr 4-5oB) powodowały iż każde ręce były na pokładzie potrzebne zwłaszcza przy przy omijaniu sieci znajdujących się na naszej trasie. Poza tym trzeba było prowadzić nawigację żeby trafić na kolejne boje i w końcu do celu regat. Co do pogody to jeszcze dodam, że w nocy, tak gdzieś od około północy do 4 rano wiatr nam zgasł i wiał z prędkością ok 2oB i dopiero rano jak wstało słońce to wiatr znów przybrał na sile do wcześniejszych osiągów. Mnie wypadła wachta nocna. Miała ona swoją krótką historię: w trakcie gdy stałem za sterem nagle zauważyłem że wiatrowskaz pokazuje, iż kierunek wiatru zmienia się to w jedną, to w drugą stronę - raz wieje z przodu raz z tyłu. Chcąc utrzymać właściwy kurs względem wiatru mocno zacząłem jachtem skręcać na obie strony niemalże zatrzymując jacht w miejscu. Zastanawiałem się czy po prostu nie jestem zbyt zmęczony, ale okazało się, że to tylko brak prądu w akumulatorach spowodował takie harce przyrządu i po szybkiej zmianie na świeże wszystko wróciło do normy.
Do Le Havre dotarliśmy chwilę po 9 rano następnego dnia, co dawało nam ogólny czas 1 dzień 1 godzina 3 minuty i 5 sekund. Po uwzględnieniu współczynnika przeliczeniowego nasz czas wyniósł 23:56:57. Z tymczasem uplasowaliśmy się na 9 miejscu w klasyfikacji grupy IRC3, natomiast w klasyfikacji generalnej z tymczasem zajęliśmy 44 miejsce. Wynikało z tego że jachty z grup wyższych płynęły gorzej niż mogły dzięki temu udało się je wyprzedzić w finalnym zestawieniu. Pogoda w trakcie regat była dla nas w miarę łaskawa przez to choćby że nie padało, natomiast padała nasza załoga ze zmęczenia, ale mimo to byliśmy zadowoleni z osiągniętego wyniku.

Na koniec krótkie podziękowania kapitanowi Wieśkowi Krupskiemu za to że wziął nas na ten rejs i pokazał jak wyglądają regaty i za lekcje sztuki żeglarskiej, naszej nawigatorce Izie za wyśmienitą jajecznicę ;). Warto brać udział w takich przedsięwzięciach, bo w ten sposób najlepiej (niekoniecznie najprościej) można podnosić swoje umiejętności.
fot. Załoga rejsu.
|