Otwarcie sezonu na M. Bałtyckim czyli BRYZA na Łotwie 5-8 maj 2011r.

Witajcie Żeglarze i Żaglówki.
Na start sezonu morskiego 2011 ekipa Bryzy w kładzie Wiesiek Krupski (kapitan) Michał Sienkiewicz (skiper i jedyny koleś który potrafi zrobić żurek i gulasz na świeżej wołowinie przy 6B bez ulania kropelki) Adam Grabczak ( skiper- który nawet jak zamrznie przy sterze to go nie puści) Maciek PUTI Putała ( ladachwilaskiper- taki młody a już legenda na morzu i w klubach Liepaji) i ja w skromnej osobie Henryk.
Trasa Kielce -Radom LIDL- Janki BURGER- Gdańsk na pokładzie Opla Omegi zasilanego turbiną gazową jak przystało na sprzęt szturmowy. Potem Gdańsk - Liepaja - Gdańsk..
Z Kielc ruszyliśmy o 1700 w środę i do Gdańska dolecieliśmy na 0200 gdzie w oczekiwaniu na Wieska postanowiliśmy sprawdzić czy Sprajcik wygra z pragnieniem.
To był błąd, ponieważ Wiesiek zaraz po przyjeździe kazała sztauować łajbę. Nie obyło się bez problemów zaraz po wyjęci 0900 wysiadł silnik. Tu raz dwa sprawdziliśmy na kanale portu Gdańska sprawności załogi bo trzeba było raz dwa zadziałać żaglami.
I tu pojawia się kolejna ciekawa postać - z odsieczą przybył Jezus.
Nie przeszedł po kanale ale przypłynął szybko promem. Jezus to nasz morski brat i zarazem dobra dusza w marinie Polskiego Klubu Morskiego. Wierzcie mi czy nie stał się cud. Silnik zaskoczył dopiero po tym jak Jezus go porosił.

Po wyjściu w morze 1200 wiało słabiutko więc silnik był nieoceniony. Wiatr jednak wzmagał się co pozwoliło nam zaraz po wyjściu za Hel złapać jeden hals i dopiero kilka mil przed Liepają zaczęliśmy halsówkę.
Wejście do portu zakończyliśmy o 2000 zacumowaniem na promenadzie i pójściem pod upragniony prysznic i porcelankę. Jakość mariny (5 - ) koszt 14 łat około 80 PLN. Dużym zaskoczeniem jest waluta, jak mówiła Puti 1 ich wariat kosztuje 5 naszych złociszy.
Byliśmy trochę przerażeni ale minęło przy płaceniu pierwszych rachunków. Porządny 2 daniowy obiad w najlepszej restauracji z tradycyjną kuchnią to około 7 wariatów Łotewskich.
Polecamy :
Co do piątkowego wieczoru niech morze je oceni ale naprawdę jest tu gdzie iść na piwko
i jest bezpiecznie a tubylcy za paciorki i srebrniki są bardzo przyjaźni.

W sobotę po krótkim spacerze około 1500 wyszliśmy w morze i od razu poczuliśmy dlaczego ludzie morza to wielka rodzina. Wychodzili z nami rybacy a ich kapitan wyszedł specjalnie ze sterówki żeby nas pozdrowić.
To nie koniec atrakcji - w główkach portu na żywo obejrzeliśmy odcinek Inżynierii Ekstremalnej w wykonaniu pogłębiarki z koparką LIEBHERR

Główki portu opuszczone a tu mega prezent od morza pełna 6B baksztag prawego halsu.
Dawno nie widziałem tylu uśmiechniętych twarzy. Aż do zmierzchu nikt nie myślał o refowaniu a FOURWINDS był posłuszny jak dziecko.
Nie obyło się bez płukania kabestanów. Jednym słowem do świtu miało to więcej z surfingu niż żeglarstwa, ślizganie na falach i maksymalna radocha. Nic jednak nie trwa wiecznie i rano zdechło do 5 węzłów. Spokojne kołysanie do helu upłynęło na chrzcie morskim Putiego który ma morskie imię 7 Korsarz i nie pytajcie dlaczego.
Sprawdziliśmy też jak działa róg mgłowy do budzenia śpiącego Macka 7 Korsarza. Po minięciu Helu Wiesiek postanowił przyspieszyć a jednocześnie zrobić atrakcje dla mijających nas promów. Padło hasło stawiamy Spinakera. Od razu zrobił się ruch 60 metrów kwadratowych ekstra żagli w kolorze błękitu. Spinaker to jest to Adam nie chciał oddać steru ale Michał Sienkiewicz tylko przyczaił chwile nieuwagi i stał się skiperem pod spinakeram a wybieranie szota i brasa zostało mnie. I co 2000 niedziela główki portu Gdańsk osiągnięte.
Miłą niespodzianką było powitanie jakie zgotował nam Jezus stojący na wałach z 2 reklamówkami lokalnego zimnego. Po poleganiu zaokrętowaliśmy się do auta i do domu. W poniedziałek o 0500 najpiękniejsza chwila gdy moja Agnieszka powitała mnie cudownym uśmiechem w drzwiach nszego domu. KONIEC
Dziękuje całej załodze Wieśkowi Michałom i Adasiowi a pozostałych klubowiczów zapraszam na Bałtyk z
Henryk Miszczyk
|